Nagłówek

Nagłówek

Ruszam ze sklepem

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Zegary dwa

Weekend miałam niezwykle pracowity. W wolnych chwilach między domowym bieganiem chciałam zrobić wreszcie coś dla siebie... A w zasadzie nie dla mnie ;-)
Już dawno mój mąż przyciął kolejny kawałek dechy - dwa kawałki. Chodziłam koło nich, miałam mnóstwo pomysłów, co z nich zrobić, ale nie chciałam malować dopóki nie zostały z tyłu wycięte otwory pod mechanizmy do zegara. Nie mogliśmy dostać nigdzie frezu, który spełniałby oczekiwania mojego męża ;-))) No i w końcu udało się! Powstał na specjalne zamówienie i został wykonany w tempie super-ekspres - Dziękuję Andrzej! Bez tego chyba wszystko ległoby w gruzach, nie powstałby żaden więcej zegar.

No i prace ruszyły:
Pierwszy turkusowy, zaczęłam malować go do kuchni mojej koleżanki. Ale trafi w zupełnie inne ręce. Mam nadzieję, że się spodoba... Ja miałam niesamowitą frajdę robiąc go. Najpierw długo bujałam się przed regałami ze śrubkami, gwoździkami i tym podobnymi cudami, żeby to potem powbijać, powkręcać i na różne sposoby przymocować do dechy ;-) Niesamowicie podoba mi się efekt jaki uzyskałam, ta gra cieni, wystarczy go tylko odpowiednio oświetlić!


A oto efekt końcowy. Zegar miał być turkusowo - srebrny, złote śrubki miały być początkowo przemalowane wraz ze wskazówkami, ale okazało się, że całość gra i fajnie wygląda :-)


 W międzyczasie powstawał zegar dla najważniejszych dla mnie osób - moich rodziców. 
Wiedziałam, że podobał im się pomysł z wystającymi deszczułkami. Wiedziałam, że powinien być w kolorze mahoniowym. I nie powinien być za duży. Miał pasować do konkretnego pomieszczenia i w konkretne miejsce. Przyznaję, że miał to być dodatek do prezentu na Dzień Babci i Dziadka, ale nie zdążyłam na czas :-( Więc teraz musiałam go szybciutko zrobić.
Nie mogłam poradzić sobie z kolorem. Przemalowywałam go kilka razy, wieszałam na ścianie, żeby obejrzeć i znów trafiał na stół.


Dopiero, gdy uzyskałam taki efekt, jak widać na zdjęciu niżej, dałam spokój :-) 
"Domotałam" (czy jest takie słowo?) mój ulubiony drut i już :-))))


Pozdrawiam! :-)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Bianka i Jagoda :-)

Dziś króciutko...
Wczoraj wieczorem miałam się wziąć za zegary, ale jakoś mi nie szło. 
W końcu rzuciłam to w diabły i wyciągnęłam akwarele... 
I to było to czego potrzebowałam... Szkice, kolorki i tak powstał obrazek dla koleżanek Oliny: 
Bianki i Jagódki :-)


Może Jagódka ma trochę za krótkie włoski ?

sobota, 21 stycznia 2012

Kocio i mysio - akwarelowo

Styczeń jest takim miesiącem, kiedy zima zaczyna już mi się zdecydowanie dłużyć... nawet jeśli dopiero przyszła.
Tęsknię za słońcem, za dłuższym dniem, za zielenią.
Pocieszam się spędzając wieczory z akwarelkami :-) Wieczory, bo dni całe zajęte, przebiegane, dopiero po 20.00 siadam i mam czas na swoje malowidełka. Wtedy mój kocurnięty gramoli się na kolana i nie mogę się ruszyć, próby wyjścia kończą się wbitym ostrzegawczo pazurem ;-)
Rano, gdy tylko zaczynam "widzieć", biegnę zobaczyć efekty, tak na świeżo.


Ten jest mój ulubiony i z tym się chyba nie rozstanę :-)
I kolorystycznie będzie pasował do pokoju Oleśki.

Zobaczcie minę Pani Kici... 
Ja chyba też mam czasem taką minę widząc, co np. robi moje dziecko: ręce (łapki) opadają ;-)


A tu kot wiosenny. Rudy, pręgowany, zupełnie jak mój. Tylko brzucha nie ciągnie po ziemi ;-)
Wiosenny kolorystycznie. I chyba marcowy, rusza na podryw.


 I raz jeszcze walentynkowo. A ciekawskie myszy podglądają...


Obrazki nie są duże, 130 x 130 mm. 
Już wypatrzyłam do nich ramki, dwa pierwsze dostaną chyba białe rameczki.

No to pozdrawiam Was cieplutko :-)


niedziela, 15 stycznia 2012

Biało...

Zima wreszcie za oknem. Pięknie, ale ja już tęsknię za wiosną...
Byliśmy na sankach, psy szalały w śniegu razem z Oliną. Oj, dzieciaki mają radochę!!!
Szkoda, że śnieg nie pada przy bardziej plusowych temperaturach ;-)))

Już od dawna przymierzałam się do "białego" obrazka. 
Przymiarki zwykle kończyły się wzięciem pędzelka i pomalowaniem w żywe kolory. 
Teraz kolejne podejście: sosnową dechę, która została przycięta do zegara wybieliłam, przetarłam i dodałam lekkie złote przecierki. Miejscami widać jeszcze surową deskę. Potem ołówek i przeniosłam na dechę wizję. Oczywiście wizja wizją, a w trakcie nanosiłam jeszcze poprawki, pojawiły się elementy, których wcześniej nie planowałam np. kot na dachu. Chyba zakochany ten kot ;-)) Albo raczej marzyciel, chce być bliżej gwiazd!



Aureolę i kilka okienek pomalowałam złotą farbą, 
aż się o to prosiły! ;-)

Obrazek zaraz dostanie wieszaczek, aby można go było powiesić.
Ale gdzie będzie wisiał? Tego jeszcze nie wiem :-)
Pozdrawiam cieplutko!

czwartek, 12 stycznia 2012

W kocim świecie...

Mrrr... chociaż u naszego kota to raczej grrr... ;-)
Pamiętam jak dziś dzień, kiedy go przywiozłam do domu, chociaż było to już 9 lat temu... Małą rudą kuleczkę o złotych oczach... Przeraził naszego coliaka :-) Nasz kocurnięty uwielbia dużego psa! Niestety bez większej wzajemności :-( Za to kota uwielbiają nasze maltanki, które śpią z nim, wylizują mu uszy i chętnie jadałyby z nim z jednej miski... Z kotem też urządzają gonitwy, polują na niego, ale często z racji przewagi wagowej on poluje na nie. 
Gdy Olina była malutka sypiał często razem z nią w łóżeczku :-) Pewnie niejedna mama złapała się za głowę - nigdy nie bałam się, że może zrobić jakąś krzywdę dziecku :-)


Dziś ta kulka waży ponad 8 kilo, jest wiecznie głodna, a rano robi głośne awantury o mleko :-) Ale naprawdę jest super kotem, może z racji przebywania z psami takim psim, niezłośliwym, niepsocącym... I takim wdzięcznym obiektem do fotografowania! I rysowania... Zresztą w ogóle koty są niezwykle inspirującymi stworzeniami!

Zrobiłam kolejny dziecięcy zegar dla kociarzy ;-) Siedziałam nad nim ... trochę... Ciągle coś mi nie pasowało, przemalowywałam, domalowywałam. Początkowo na zegarze miał być też piesek, którego w końcu zastąpił kolejny kot. No i wszędobylskie myszy ;-) Teraz bardzo mi się podoba!
Przepraszam od razu za zdjęcia, wiem, nie są najlepsze, ale nie chciałam już czekać na odpowiednie światło do weekendu, pozostało więc sztuczne oświetlenie...


Oczywiście kot uczestniczy we wszystkich wydarzeniach w naszym domu!



No i namalowałam też dwa kocie obrazki, takie walentynkowe przytulaski :-)



No to mrrr ... grrrr.... i do zobaczenia! :-)

piątek, 6 stycznia 2012

Opowieści z Krainy Snów cz. 1

Od bardzo dawna Olga na codziennych spacerach opowiada nam o Krainie Snów.

W Krainie Snów jest Zaczarowany Las...
Żeby się tam dostać, trzeba w nocy wejść pod łóżko, nacisnąć guzik, który zabiera nas do Magicznego Lasu. Mieszka tam dużo zwierzątek: krecik, zajączki, motylek, kaczka, żółwik i wiewiórka.
Rodzina zajączków Pani Irenka i Pan Guston (ale wszyscy mówią na niego Gustek) mieszkają w domku pod drzewem, na którym rosną zaczarowane jabłuszka.
- Olina, ale w lesie nie rosną jabłonki?
- Ale to jest magiczny las!
Kilka dni temu Pani Irence i Panu Gustkowi urodziła się córeczka.
- A jak ma na imię? 
- Nie wiem jeszcze :-( Może razem wybierzemy jej imię?
- No to może Jagódka? Zajączki mieszkają w lesie, będzie do niej pasowało to imię.
- Ładnie... Ale będzie nazywała się Imbirka! I wiesz co, ja będę chrzestną! I strasznie się martwię, bo zajączki nie zdążyły urządzić jeszcze pokoiku dla córeczki... Muszę im koniecznie pomóc!
- Już jest pomalowany?
- Tak. Ściany są każda w innym kolorze: pomarańczowa, różowa, biała i fioletowa..
- A mebelki? 
- No właśnie nie ma jeszcze mebelków :-( Pan Zajączek nie zdążył ich zrobić...
- Ładnie wyglądałyby w takim pokoiku białe mebelki...
- Ładnie - rozmarzyła się Olga :-) - Dziś muszę w okienku powiesić firaneczki :-) W pokoiku jest już lampka. I to tyle na razie...

A Imbirka urosła i już jeździ z mamą na spacery po Zaczarowanym Lesie. Wózek ma zrobiony z główki kapusty - taki smakowity ;-)
A mama Irenka i tatuś Gustek... są bardzo szczęśliwi!
 

 PS. Wiadomość z ostatniej chwili. Dzisiaj w nocy Pan Gustek zrobił pierwsze mebelki :-)
Sądzę, że ciąg dalszy nastąpi ;-)