Styczeń jest takim miesiącem, kiedy zima zaczyna już mi się zdecydowanie dłużyć... nawet jeśli dopiero przyszła.
Tęsknię za słońcem, za dłuższym dniem, za zielenią.
Pocieszam się spędzając wieczory z akwarelkami :-) Wieczory, bo dni całe zajęte, przebiegane, dopiero po 20.00 siadam i mam czas na swoje malowidełka. Wtedy mój kocurnięty gramoli się na kolana i nie mogę się ruszyć, próby wyjścia kończą się wbitym ostrzegawczo pazurem ;-)
Rano, gdy tylko zaczynam "widzieć", biegnę zobaczyć efekty, tak na świeżo.
Ten jest mój ulubiony i z tym się chyba nie rozstanę :-)
I kolorystycznie będzie pasował do pokoju Oleśki.
Zobaczcie minę Pani Kici...
Ja chyba też mam czasem taką minę widząc, co np. robi moje dziecko: ręce (łapki) opadają ;-)
A tu kot wiosenny. Rudy, pręgowany, zupełnie jak mój. Tylko brzucha nie ciągnie po ziemi ;-)
Wiosenny kolorystycznie. I chyba marcowy, rusza na podryw.
I raz jeszcze walentynkowo. A ciekawskie myszy podglądają...
Obrazki nie są duże, 130 x 130 mm.
Już wypatrzyłam do nich ramki, dwa pierwsze dostaną chyba białe rameczki.
No to pozdrawiam Was cieplutko :-)
super prace:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobają! :-)
OdpowiedzUsuń