Po prostu muszę :-) Wczoraj przyjechał do nas z daleka nowy aniołek :-) W zasadzie to nie zbieram aniołków, mam tylko kilka, ale takie, obok których po prostu nie mogłam przejść obojętnie!
Tego dostała moja Olina, a ja... wstyd się przyznać... strasznie jej go pozazdrościłam... Pomyślałam, że u niej - jak to u dziecka, zaraz się gdzieś zagubi... wiecie jak to jest: wpadnie do skrzyni z zabawkami na samo dno, albo spadnie z półki z książkami na podłogę i Panna Migotka (najmłodsza w rodzinie maltanka) zaraz go pogryzie, albo wyląduje pod łóżkiem... oj, możliwości jest mnóstwo! Przecież nie mogłam do tego dopuścić! ;-) Więc z samego rana dokonałyśmy wymiany: aniołek zamieszkał w naszej biblioteczce, gdzie jest zupełnie bezpieczny, a Olga dostała za niego nową książkę i pudełko tic taców ;-)))) Ale negocjacje trwały długo...
Siedzi teraz na półce - taki roześmiany, w czapeczce na głowie - bardzo mi się podoba :-))))
A dołączył do takiej rodzinki:
Ten biały z zadartą główką też mieszka w biblioteczce. Jest gliniany, przyjechał ze Szwecji, razem z tym blaszanym stojącym na parapecie okna z torebką przewieszoną przez ramię :-)
Bardzo lubię też aniołkowy dzwonek - wisi w drzwiach do sypialni.
A tego złotego aniołka kupiłam w Cepelii: zachwycił mnie swoją prostotą. Jest drewniany i ma tylko 3,5 cm.
Pozdrawiam Was cieplutko! :-)
Przyznam, że lubię takie uśmiechnięte i pyzate aniołki, choć sama nie zbieram, lubię pooglądać. Ten blaszany fajoski :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :))