Te nazwy na biegu powymyślał mój Mężu ;-) Wymyśla dalej, ale nie będę ich już tu zamieszczać :-)
Zegar miał wyglądać zupełnie inaczej... Miał być bardzo surowy w formie.
Najpierw długo na swoją kolejkę czekał przycięty kawałek sosnowej dechy... Potem godziny wyznaczyły gwoździe... I pędzel poszedł w ruch... Musiał być przyciemniony, bo mam ciemne meble w kuchni. Ale nie spodobał mi się brązowy kolor, który nałożyłam, więc zaczęłam go przyciemniać. Wydawał się jeszcze taki płaski, więc dołożyłam złote przecierki.
Powiesiłam go na ścianie i przyglądałam mu się... Podobał mi się ten czerwony, ale nie chciałam, żeby był identyczny... I wtedy to zobaczyłam! I już wiedziałam, co robić dalej...
Przeplotłam drut, aby utworzył koronę drzewa...
Potem jeszcze wskazówki i gotowe :-)
Podoba mi się takie połączenie ciężkiej dechy i cienkiego, powyginanego drutu... Drut nie odwraca uwagi od tego, co ważne, zegar nadal jest zegarem :-)
Myślałam, że teraz zajmę się czymś innym, ale mam jeszcze kawałek dechy, mam kawałek płaskiej deszczułki i pomysł na następny :-))) Turkusowy?
P.S. Mężu mówi, że pomysł mogę mieć, ale trzeba kupić otwornicę (cokolwiek by to było ;-))
Końcowy efekt rewelacyjny! Klimatyczny i bardzo oryginalny! A fan Tolkiena idealne nazwy dzieł wymyśla (pozdrowienia od fanki:)).
OdpowiedzUsuńTez nie wiem co to są otwornice. I chyba nie chcę wiedzieć, bo nazwa jest tak brzydka, ze nie powinna występować w bliskim sąsiedztwie drzewców :P