Nagłówek

Nagłówek

Ruszam ze sklepem

czwartek, 29 grudnia 2011

Muszę się pochwalić :-)))

Po prostu muszę :-) Wczoraj przyjechał do nas z daleka nowy aniołek :-) W zasadzie to nie zbieram aniołków, mam tylko kilka, ale takie, obok których po prostu nie mogłam przejść obojętnie!
Tego dostała moja Olina, a ja... wstyd się przyznać... strasznie jej go pozazdrościłam... Pomyślałam, że u niej - jak to u dziecka, zaraz się gdzieś zagubi... wiecie jak to jest: wpadnie do skrzyni z zabawkami na samo dno, albo spadnie z półki z książkami na podłogę i Panna Migotka (najmłodsza w rodzinie maltanka) zaraz go pogryzie, albo wyląduje pod łóżkiem... oj, możliwości jest mnóstwo! Przecież nie mogłam do tego dopuścić! ;-) Więc z samego rana dokonałyśmy wymiany: aniołek zamieszkał w naszej biblioteczce, gdzie jest zupełnie bezpieczny, a Olga dostała za niego nową książkę i pudełko tic taców ;-)))) Ale negocjacje trwały długo...

Siedzi teraz na półce - taki roześmiany, w czapeczce na głowie - bardzo mi się podoba :-))))
A dołączył do takiej rodzinki:

Ten biały z zadartą główką też mieszka w biblioteczce. Jest gliniany, przyjechał ze Szwecji, razem z tym blaszanym stojącym na parapecie okna z torebką przewieszoną przez ramię :-)
Bardzo lubię też aniołkowy dzwonek - wisi w drzwiach do sypialni.
A tego złotego aniołka kupiłam w Cepelii: zachwycił mnie swoją prostotą. Jest drewniany i ma tylko 3,5 cm.
Pozdrawiam Was cieplutko! :-)

środa, 28 grudnia 2011

Lampa czyli moja fascynacja drewnem omotanym drutem ;-)

Od czego się zaczęło? Od wielu wędrówek po sklepach w poszukiwaniu lampy, która fajnie wyglądałaby w blokach, tzn. nie chciałam by była wisząca, nie mógł być to plafon (bo nie ;-)), musiała być na energooszczędne żarówki (to warunek męża). No i w jakieś przyzwoitej cenie - i nie pamiętam już dokładnie, ale z tym był chyba największy kłopot :-( Mnie po prostu nie podobają się lampy, które kosztują poniżej pięciu stówek, a raczej podobają się jeszcze droższe ;-) Oczywiście nic takiego nie znalazłam.
W końcu zrodził się pomysł, ale na coś zupełnie innego. Na długiej belce biegnącej w poprzek dużego pokoju miały być umieszczone co jakiś czas klosiki. Pojechałam do mojego ulubionego sklepu z dechami i zobaczyłam... kawałek lipowej dechy! Taki nieregularny, z kawałkami kory!!! Drewno głęboko żłobione przez naturę... cudo po prostu! Już nie kupiłam belki, kupiłam ten właśnie kawałek lipy.
Potem szukałam klosików do tej lampy, trudno było mi kupić pięć jednakowych. W końcu znalazłam sklep, gdzie pani najzwyczajniej w świecie sprowadziła mi odpowiednią ich ilość i nie był to dla niej problem.
Przez ten czas zbierałam różne materiały, które miały "zdobić" moją dechę, min. różne spiralki, mniejsze kawałki drewna. Trudno to wszystko opisać, miałam wizję! ;-)
Jak już były klosiki tata wydrążył dziury pod oprawki. Dziś rozmieściłabym te klosiki zupełnie inaczej, może zrobiłabym ich więcej (jeszcze nic straconego!).
Dechę pozłociłam na zasadzie przecierki no i oczywiście owinęłam drutem. I nic więcej. Spiralki, śrubki, które miały się znaleźć na lampie nie były już potrzebne.
Żarówki... hm... miałam kupić mniejsze, żeby nie wystawały tak z klosików, ale zwyczajnie się pomyliłam, wydawało mi się, że te będą ok. Później uznaliśmy, że takie wystające są nawet zabawne i nam nie przeszkadzają :-)
Lampa jest podwieszona na hakach pod sufitem.


Szukałam zdjęć z Wielkanocy, żeby pokazać Wam jak śmiesznie można wykorzystać te druty, ale niestety :-( przepadły... Na święta powiesiłam na nich pisanki na zielonych tasiemkach.  W tym roku zrobię tak samo :-)
Teraz na lampie wisi bombka.


Pozdrawiam Was serdecznie :-)

piątek, 23 grudnia 2011

Świątecznie ...

To zdjęcie zrobiłam rok temu w Wigilię :-) Bardzo je lubię. Masza polegiwała na białej narzucie, założyliśmy jej na chwilkę czapę Mikołaja i szybko pstryknęłam zdjęcie, zanim wywędrowała obrażona, że jej przeszkadzam ;-) A półtora miesiąca później urodziła cztery śliczne białaski :-)

Za chwilkę święta... 
Niech choinka błyszczy tysiącem gwiazdek.
Śnieg sypie za oknem.
A przy świątecznym stole zasiądzie kochająca się rodzina :-)
Wszystkiego najlepszego!

wtorek, 20 grudnia 2011

Zegar: Złocisty Ent albo Złocisty Drzewiec albo Brązowe Marzenie ;-)

Te nazwy na biegu powymyślał mój Mężu ;-) Wymyśla dalej, ale nie będę ich już tu zamieszczać :-)
Zegar miał wyglądać zupełnie inaczej... Miał być bardzo surowy w formie.
Najpierw długo na swoją kolejkę czekał przycięty kawałek sosnowej dechy... Potem godziny wyznaczyły gwoździe... I pędzel poszedł w ruch... Musiał być przyciemniony, bo mam ciemne meble w kuchni. Ale nie spodobał mi się brązowy kolor, który nałożyłam, więc zaczęłam go przyciemniać. Wydawał się jeszcze taki płaski, więc dołożyłam złote przecierki.

Powiesiłam go na ścianie i przyglądałam mu się... Podobał mi się ten czerwony, ale nie chciałam, żeby był identyczny...  I wtedy to zobaczyłam! I już wiedziałam, co robić dalej...
Przeplotłam drut, aby utworzył koronę drzewa...

Potem jeszcze wskazówki i gotowe :-)
Podoba mi się takie połączenie ciężkiej dechy i cienkiego, powyginanego drutu... Drut nie odwraca uwagi od tego, co ważne, zegar nadal jest zegarem :-)



Myślałam, że teraz zajmę się czymś innym, ale mam jeszcze kawałek dechy, mam kawałek płaskiej deszczułki  i pomysł na następny :-))) Turkusowy?
P.S. Mężu mówi, że pomysł mogę mieć, ale trzeba kupić otwornicę (cokolwiek by to było ;-))

czwartek, 15 grudnia 2011

Następny "dzieciowy" zegar

Następny, ale chwilowo ostatni. Pomalowałam go kilka dni temu, ale odłożyłam, bo już myślałam o czymś innym ;-) Ale szkoda, żeby tak leżał, więc szybciutko zamontowałam mechanizm i gotowy :-)))  Ten jest podobny do zegara Anielki, na użytek domowy nazwałam go tęczowym zegarem.
W sumie mam pomysł na jeszcze jeden w tym stylu, ze zwierzątkami, ale chwilowo krążków brak...  :-(

środa, 14 grudnia 2011

Zegar czerwony

Na taki zegar miałam pomysł od dawna... Tylko nie czerwony. Miał być z surowej dechy, takiej z drzazgami wchodzącymi w palce ;-) I taką dechę znalazłam, mąż przytaszczył do domu, pociął :-) I generalnie bardzo pomagał! I nie piszę tego dlatego, że na pewno kiedyś to przeczyta ;-) Sama bym się namęczyła, a tak mogłam spokojnie kierować pracami ;-)))
 
 
Dlaczego czerwony? Bo trafi do pięknej kuchni z czerwonymi meblami. Myślę, że będzie tam fajnie wyglądał - jeśli się spodoba ;-) Miejscami zrobiłam złote przecierki - fajnie wyglądają na brzegach, gdzie jest kora. 

 
No i jeszcze mój ulubiony drut - bo czegoś brakowało...

No i ciekawa jestem... czy się spodoba :-)
Może jeszcze przed świętami uda mi się zrobić ten "surowy" do mojej kuchni...



poniedziałek, 12 grudnia 2011

Święta już blisko...

Zatęskniłam za naturą... Dawno nie byłam na działce. A wczoraj słońce tak świeciło! Pomyślałam, że szkoda niedzieli na siedzenie w Łodzi. Wpakowałam psy do auta i pojechałam! :-))) Las był taki... przedzimowy ;-) Aż szkoda było wracać... Cały tydzień tęsknię za tym miejscem...




Żebym nie tęskniła tak bardzo, przywiozłam kilka iglastych gałązek do wazonu. Pomyślałam, że można na nich powiesić te moje czerwone "bańki"! No i nowego aniołka, którego niedawno kupiłam. Od razu zapachniało... świętami... I zrobiło się kolorowo...

sobota, 10 grudnia 2011

Kolejny zegar - Kolorowe miasteczko

Zrobiłam kolejny! Tym razem nie taki dziewczyński ;-)
Kolorowe miasteczko rozweseli każdy pokój. 
Między domkami usiadł kot i przygląda się tęczy. 
W takim bajkowym świecie czas się zatrzymuje ...
Ten zegar jest najmniejszy, ma 20 cm średnicy.




Będzie wisiał w  pokoju naszego chrześniaka Aleksandra :-)
Pozdrawiam Was serdecznie :-)

środa, 7 grudnia 2011

Zegar dla Anielki :-)

Pisałam już wcześniej, że przyjechały już do mnie krążki na zegary :-) Pięć. Ale "przeżyły" tylko trzy :-( Okazuje się, że wywiercenie dziury na mechanizm zegara jest trudne ;-) Może to kwestia wprawy... Ale mężu grozi, że następne wiercę sama ;-)
 

No i wzięłam się do pracy. Oj, lubię takie zajęcia! Zegar powstawał prawie 3 dni, efekt widać poniżej. Mam nadzieję, że się spodoba...
 Jeszcze cyferki, wskazówki i już :-)


No i zaczynam następny, już jest na stole, wkrótce pokażę :-)

wtorek, 6 grudnia 2011

Przepis na aniołka w jeden wieczór ;-)

Czym zajmują się rodzice popołudniami? Hmmmm... wykonują prace dodatkowe dla swoich pociech do szkoły ;-) Nie ma się co oszukiwać, oglądałam różne prace na konkursach i naprawdę raczej nie widać żeby wykonywały je dzieciaki samodzielnie :-(
Olina oczywiście pomagała przy aniołku: przynosiła nici, klej, wyciągała piórka i tym podobne czynności bardzo pomocne, gdy czas goni ;-) (Znacie to, cyt: - Mamo, na jutro aniołka do szkoły!").
Potrzebujemy:
- piłeczkę pingpongową na głowę
- drut na aureolkę i skrzydełka
- piórka
- rajstopy na skrzydełka
- kawałek materiału na sukienkę
- "stojaczek" pod sukienkę.
Nasz aniołek potrzebował stojaczka, gdyż po prostu miał stać, ale można z niego zrezygnować i go powiesić.
A potem zszywać, przyklejać, zdobić :-) Do aureoli piórka przyszyłam, a do skrzydełek umocowałam je na bezbarwny lakier do paznokci. Tak samo umocowałam włosy ze złotych nitek. Sukienki nie zszywałam, po prostu przefastrygowałam i ściągnęłam nitkę, w ogóle nie widać ;-)
Chyba wyszedł fajny :-)