Nagłówek

Nagłówek

Ruszam ze sklepem

niedziela, 26 sierpnia 2012

Lampa - samolocik dla Aleksandra

Uwielbiam Aleksandra! To synek mojej siostry. 
Niesamowity rozrabiaka, zawsze uśmiechnięty :-) Psoci patrząc prosto w oczy ;-)
Śmieję się, że Aleksandra dostałam w prezencie, bo urodził się w moje urodziny :-)

Niedawno mieliśmy kolejną okazję "prezentową": imieniny Olka. Cóż można kupić dwulatkowi, który wszystko ma? Kolejny samochodzik? rower? klocki? Wymyśliłam, że zrobimy Aleksandrowi lampę na sufit. Olinek akurat "dostał" swój pokój, który aż się prosił o jakiś "dzieciowy" element. 

Prace nad lampą były o tyle skomplikowane, że nasze życie przeniosło się zupełnie na działkę i tam też jest teraz "warsztat" męża. Bardzo prowizoryczny, zazwyczaj jak jest potrzebne jakieś narzędzie to okazuje się, że AKURAT jest w domu w Łodzi :-(
 Przywiozłam wielgaśną sklejkę: 120 x 90 mm. I proszę, jak na życzenie: deszczowy dzień, który jakoś trzeba było spędzić ;-) Najpierw wymyśliłam lampę w kształcie autka, ale potem pomyślałam, że na sufit lepszy będzie samolocik! Narysowałam, mężu wyciął, razem z Olgą wyszlifowali brzegi a potem malowanie. Wszystko na werandzie, deszcz walący w dach i jakoś tak zimno. 
Do tego grill kopcący na werandzie, znajomi i grzaniec ;-) Fajnie było ;-)
A efekt?


Lampa już wisi w pokoju Olinka. 
Wygląda chyba fajnie :-)
Mam nadzieję, że Olinek ma teraz odlotowe sny ;-)
 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Anioły na drewnie

Jeszcze nie tak dawno nie wyobrażaliśmy sobie działkowego dnia bez spaceru po lesie. Teraz niestety to się zmieniło. Pomijam fakt, że z lasu przeganiają nas gryzące komary, więc chętniej bywamy tam opatuleni po uszy. Po prostu nasz duży pies - Michael - zestarzał się i kiepsko znosi letnie wyprawy. Ale jak zrobi się chłodniej to on bardzo chętnie, choć już nie tak daleko jak kiedyś.
Z jednego z takich letnich spacerów przyniosłam sobie pozostałość po wycince drzew. 



 Kawałek drewna był już lekko pęknięty. Od początku myślałam, że pewnie coś na nim namaluję. Leżał sobie, suszył się, czekałam, czy jeszcze dalej popęka.
Drugi, okrągły kawałek drewna przyniósł mój tata "skądś", bo do lasu nie doszedł ;-) Pewnie nie spodziewał się, że to też posłuży mi jako baza do malowania.
Pogoda w czasie mojego tegorocznego urlopu długo nie sprzyjała, to znaczy było ciepło, słonecznie i szkoda mi było czasu na malowanie. Aż któregoś dnia spadł deszcz i uwięził mnie na pół dnia na werandzie.
I wtedy powstały anioły na drewnie :-)


Nie walczyłam z drewnem, nie wygładzałam go, podobała mi się ta chropowatość, te pęknięcia. 
I to niedomówienie w malowaniu. Anioły są rozmyte, miejscami zlewają się z tłem.
Teraz tylko dorobię zawieszki :-)

Pozdrawiam! :-)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Wyniki CANDY oraz wakacje kota

Wczoraj z wielkim bólem serca powróciłam do Łodzi. 
Urlop tak szybko zawsze mija :-( 
Na szczęście pogoda dopisała, udało mi się zrealizować plan "robót działkowych" a przede wszystkim miałam wreszcie czas dla dziecka. Tylko dziecko nie miało czasu dla mnie ;-)

W tym roku tak się ułożyło, że musieliśmy na działkę zabrać naszego Kocurniętego. Staramy się go nie stresować i nie wynosić poza próg mieszkania, ale w tym roku za dużo czasu musiałby spędzić sam. A że w sumie lubi być na działce i nie tęskni wtedy za nami to pojechał. 
Milak ma już 10 lat i jest dostojnym kotem, żeby nie powiedzieć, że starym i grubym ;-) Przez dwa tygodnie naszego wspólnego pobytu raz wskoczył na gruszkę i raz na śliwkę na wysokość ok. metra i... zsunął się ;-) Myślę, że ponieważ nie praktykuje tego typu gimnastyki to nie ma nawet pomysłu, jak się schodzi z drzewa :-)))
Nie stresowaliśmy się, że sobie gdzieś pójdzie, bo po pierwsze nie przeskoczy przez siatkę a po drugie jest za gruby żeby zmieścić się między "szczebelkami" bramy. Za to po raz pierwszy od kilku lat po żniwach nie odwiedziły nas myszy :-) On po prostu leży i to chyba wystarczy, żeby nie przyszły ;-)



i na koniec buziak dla kota od Panny Migotki :-)


A teraz najważniejsze: wyniki candy. Niestety bez zdjęć, gdyż aparat też na wakacjach.
Powiem szczerze, że gdy wyjeżdżałam na urlop było mi troszkę przykro, że tak mało osób zgłosiło się po ptaszory, bo mnie one bardzo się podobają i szybko się rozchodziły. A tu przyjeżdżam, zaglądam po dwóch tygodniach i niespodzianka: tylu chętnych! :-)
Bardzo, bardzo Wam dziękuję za udział w zabawie!
A więc... ptaszor albo serducho jedzie do...
Magdy Złotkowskiej!

Pozdrawiam Was serdecznie!
I życzę pogody, bo jeszcze troszkę do końca wakacji zostało :-)))