Mój Kocurnięty ma cukrzycę :-(
Najpierw myślałam, że się przeziębił - non stop siedział w kuwecie.
I troszkę schudł. No może nie troszkę, bo dało się to zauważyć.
Pierwsza wizyta u naszych "weterynarek" - trzeba zrobić badania, ale objawy się zgadzały...
Później zaczęłam kojarzyć fakty: był mniej skoczny, ale tłumaczyliśmy sobie, że to lata: skończył już przecież 10 lat. Ostatnio zaczął tupać - tzn. nie ma do końca schowanych pazurków.
No i non stop nad miską wody a potem kuweta...
Badania potwierdziły diagnozę: norma cukru dla kotów 80 a nasz miał 530 :-(
Najbardziej się bałam, że cukier mógł już uszkodzić wątrobę, trzustkę ale na szczęście zdążyliśmy: wdała się tylko jakaś infekcja w nerkach...
No i zaczęło się: codzienne zastrzyki z insuliny, nowa karma a do tego wieczorem antybiotyk.
I w pogotowiu miód: gdyby zachciało mu się spać ;-)
Cukier już spada :-)
Przeorganizowaliśmy całe nasze życie dla niego :-)
Na sylwestra też wyjdziemy dopiero po zastrzyku ;-)
Nie ukrywam, że bardzo się martwiłam o niego, teraz jestem spokojniejsza, chociaż jak nas długo nie ma w domu, to wchodzę do niego z pewną obawą...
Nasz Kot jest niesamowitym luzakiem: w lecznicy wszystkie koty siedzą w koszykach, nasz siedzi na krzesełku obok, bez smyczy. Nie boi się psów - ma przecież w domu swoje. Do pani weterynarz też potrafi sam wejść do gabinetu. I podaje łapę, żeby mu zdjąć bandaż ;-)
A święta, mimo wszystkich ostatnich trosk były cudowne :-)